Po ponad dwoch tygodniach pobytu w Indiach, moge z cala pewnoscia powiedziec, ze Mumbai byl zupelnie innym swiatem niz ten, ktory sie przede mna otworzyl, jak tylko opuscilam te metropolie.
Po calonocnej podrozy z Mumbaju, poranek w Jalgaon byl poczatkiem zupelnie nowego etapu, ktory tak mnie pochlonal, ze nawet nie mialam czasu tu zajrzec.
Wprawdzie samo miasto nie mialo wiele do zaoferowania, a przyjechalam tutaj tylko, zeby zrobic baze wypadowa do Ajanty i Ellory, mimo tego zaczely sie tutaj bliskie spotkania z ludzmi, zaczelam prawdziwie chlonac obyczaje i kulture. W samym Jalgaon nie bylo wielu turystow, wiec problem z byciem w centrum uwagi nie zniknal, jednak ludzie prowadza tu wyraznie spokojniejsze zycie. Nie pedza, nie stresuja sie, wszystko jest 'no problem'.
Wlasciciel hotelu w ktorym nocowalam byl niesamowicie otwartym i cieplym czlowiekiem, swiadomym roznic miedzy naszymi kulturami i pomimo glebokiej religijnosci, rowniez bardzo tolerancyjnym. Rozmowa z nim pomogla mi zrozumiec te kilka drobnych rzeczy, ktore nie byly dla mnie jasne, badz upewnic sie, czy moje spostrzezenia na niektore sprawy sa sluszne.
Spotkalam tez wiele innych osob, jeden Hindus przewiozl mnie na motorze, co dosc mocno poszarpalo mi nerwy, kupilam bilety na autobus w cenie 3x za duzej, ale wszystko udalo sie odkrecic i tak, bez wiekszych przygod, ale i niesamowicie przyjemnie zaczela sie prawdziwa podroz.