Podroz zaczela sie pieknie, 1,5h opoznienia juz na Okeciu. Za to w Kijowie postanowili nam to wynagrodzic i w ostatniej chwili przyspieszyli lot o prawie godzine, wiec do samolotu razem z poznana na lotnisku Paula wbieglysmy na ostatni moment.
Na szczescie wszystko zaczelo sie ukladac (tak mi sie przynajmniej wydawalo...), w trakcie lotu poznalam pare przesympatycznych Izraelczykow, sam lot zajal niewiele ponad 5h i pomimo ze nalezal do Ukrainskich linii, podroz byla bardzo komfortowa.
Po ladowaniu Paula, ktora przyjechala tu na 4-miesieczny kontrakt do pracy, zaproponowala, zebysmy razem poczekaly na kierowce, ktory ja odbiera. Plan ( -> zapamietac, zeby wyrzucic to slowo ze slownika) byl taki, zeby sprawdzic polaczenia do Bombaju, kupic od razu bilet lotniczy, wymienic pieniadze i kupic karty sim, a nastepnie zapytac kierowce, czy moge spedzic pierwsza noc w hotelu, w ktorym bedzie Paulina (oczywiscie chetnie zaplace...) lub czy moze polecic inny hotel w rozsadnej cenie.
Plan wzial w leb, bo kierowca podjechal po moja towarzyszke i nie sluchajac nas pociagnal za soba do stojacej na srodku ulicy 50 metrow od wyjscia taksowki. Na pytanie, czy moge jechac razem z Nia, zaplacic za hotel i rano pozalatwiac swoje sprawy odpowiedziel 'ok, ok, no problem', co niestety nie mialo zadnego odniesienia w rzeczywistosci... Po 2 km jazdy zapytal dokad mnie podwiezc i kiedy powtorzylysmy, ze chce jechac razem z Paula, powiedzial 'not possible'. Zatrzymal sie na srodku czteropasmowej ulicy i ze spokojem wyjasnilysmy mu sytuacje. 'Ok, ok, no problem' powiedzial i zaczal zawracac...
Podwiozl mnie do hotelu nieopodal lotniska, mowiac ze to swietny i tani hotel i pomoga mi kupic bilety na jutro. Poniewaz w hotelu zazyczyli sobie ponad 50 $, a kierowca bezceremonialnie z wlascicielem hotelu wymienil kilka zdan, zakonczonych '10%', powiedzialam, ze wole jechac sama na lotnisko (ze wszystkiego zrobila sie 4 rano), kupic bilet na 6 i leciec prosto do Bombaju. Niepocieszony, podwiozl mnie na lotnisko i pojechal dalej. Jak sie okazalo po 10 minutach, bylo to jednak inne lotnisko, oddalone o 8km od miedzynarodowego, na ktorym wyladowalysmy. Wzielam wiec taksowke, ktora zawiozla mnie z powrotem na miejsce, z ktorego wyjechalam ponad godzine wczesniej. Kierowca, odbierajac smsa, przejechal przez 5 pasow, nie patrzac w ogole wokol. Rzeczywiscie nie ma tu zadnych zasad, swiatla nie obowiazuja, kto pierwszy ten lepszy. Kierowcy trabia, kiedy chca kogos wyprzedzic lub popedzic, co oznacza wieczny halas na drogach. Halas i chaos.
Udalo mi sie dostac na lotnisko, wymienic pieniadze, kupic bilet.
'Zle dobrego poczatki', pomyslalam. Oby.